poniedziałek, 18 grudnia 2017

Kiedy ktoś ma "wszystko" - pomysły na oryginalne prezenty "beauty"

Tydzień do Świąt, gorączka w pełni. Mnie w tym roku to na szczęście ominęło, z racji ucieczki na dwutygodniowe wakacje, ale wiem, że są na tym świecie nieszczęśnicy, którzy jeszcze szukają prezentów. Moja lista hitów jest dedykowana dla osób spoza branży bjuti, które szukają prezentów osobom z branży. Jeśli jesteś makijażowym freakiem, żadna z pozycji raczej Cię nie zaskoczy, ale nie każdy siedzi w temacie i może te pomysły pomogą komuś wywołać zachwyt u obdarowanej osoby. W końcu kto chciałby dostać tandetny gotowy zestaw z marketu, albo pięćdziesiątą perfumę?


TAK, TO NIE SĄ TANIE RZECZY. Jestem tego świadoma, że nie mieści się w budżecie "do 50 zł", co jest podobno średnią ceną prezentu, ale osobiście chciałabym, żeby cała rodzina zrzuciła mi się na coś porządnego i przydanego, niż kilka drobiazgów, które - choć miłe - są mi kompletnie nieprzydatne. Bez rzucania gównem, że nie doceniam magii świąt. Doceniam. Po prostu lubię mądrze wydawać pieniądze, bez kupowania prezentów dla samego kupowania.

Maszyna do samodzielnego tworzenia maseczek


1 | 2

W czasach, gdy bycie eco-vegan-fit jest mocno propsowane dziwię się, że to jeszcze nie jest hitem. Znajdziesz je na Aliexpress (moja prywatna świątynia rozpusty), Allegro i na Amazonie. Czy gdzieś jeszcze? Stacjonarnie nie widziałam ich nigdzie. Najtaniej jest na ali - około $50, więc w zależności od kursu, nieco poniżej 200 zł. Najdrożej - bez zaskoczenia - na allegro. Prawie 400 zł. Wiadomo, że jeśli komuś zależy na czasie, to mimo przebitki cenowej wybierze opcję krajową. Chyba, że dogadacie się na po-grudniowe prezenty, co jest opcją mało magiczną, ale bardzo praktyczną :)

Z czym to się je? A no macie taki prosty w obsłudze sprzęcik, właściwie z typu jedno-przyciskowych. Dodajecie kolagenową tabletkę oraz wybrane składniki (płynne). Może to być sok, mleko, miód, wino, olej, cokolwiek przyjdzie Wam do głowy. Później robimy "klik", a maszyna drukuje nam maseczkę w formie płatu kolagenowego. Bez parabenów, konserwantów, środków, które mogą uczulać. Czyste piękno, nie tylko dla miłośniczek naturalnej pielęgnacji, ale też wszystkich gadżeciarzy.

Lustro z podświetleniem ledowym

Sencor Lustro kosmetyczne SMM 2030SSLustro z żarówkami do makijażu, wizażu, makeupuLustro łazienkowe Ring LED z oświetleniem LED

1 | 2 | 3

Nie zrozumie ten, kto nie ganiał po całym mieszkaniu z kosmetyczką łapiąc najlepsze światło, albo zobaczył siebie na zdjęciach, kiedy tego światła nie złapał. Po kilku wpadkach z makijażem zrobionym przy złym oświetleniu (tak, zdarzyło mi się pójść na zajęcia z brwiami pomalowanymi czerwoną kredką, bo było ciemno i wyglądała na brązową; true story) jest to mój święty Graal. Takie lustra można znaleźć od 100 zł (w małej, okrągłej wersji mini) do 1000 zł (w wersji "Mikołaju, byłam taka grzeczna w tym roku!"). Najpiękniejsze są oczywiście te w zestawie z toaletką, ale samym lustrem też bym nie pogardziła.
A tak praktycznie rzecz biorąc - oświetlają twarz równomiernie z każdej strony. Dają zrównoważone światło, ani za ciepłe, ani za zimne, więc masz pewność, że makijaż wyeksponuje to co powinien i nie przeistoczysz się w Drag Queen po wyjściu na ulicę. No i bardzo łatwo sprawdzić, czy ktoś już takie ma, w przeciwieństwie do kolorowych kosmetyków.

Kosmetyki dla nerdów

5 pedzli do makijazu HARRY POTTER różdżki z POLSKITANGLE TEEZER MULTI SZCZOTKA DO WŁOSÓW STAR WARS

1 | 2 | 3

Listę zamyka pozycja dla osób "chyba ją pogrzało z tymi cenami". Nie, moi kochani, nie wszystko musi być drogie. Jeśli wyznajecie zasadę, że prezenty mają być symboliczne, albo niezbyt zobowiązujące, to może w tym punkcie znajdziecie coś dla siebie.
"Nerdów" użyłam tutaj trochę na wyrost. Grunt, to znać dobrze osobę, której prezentu poszukujemy. Przykładowo ja, absolutny feak na punkcie świata Harrego Pottera (huehuehue, kto inny mógł nazwać dziecko Syriusz) oszalałabym ze szczęścia, widząc pod choinką pędzle z rączkami w kształcie różdżek. Bo WYCZARUJĄ makijaż! Choć ta firma nie znajduje się w moich zbiorach, to wiem, że MAC wypuszcza często serie inspirowane Disneyowskimi księżniczkami, jak powyższa (chyba obecnie słabo dostępna) Cinderella. A dla miłośników Star Warsów najnowszy Tangle Teezer z ikonicznymi postaciami.

Oczywiście to tylko trzy topowe propozycje, które najbardziej mnie urzekły. Ważne jest, aby cały rok nadstawiać uszy, bo pomysły na idealne prezenty mogą przyjść znacznie wcześniej niż w grudniowej gorączce. A może macie jakieś inne, nieoczywiste, ale ciekawe propozycje?


Któraś z opcji trafiła w Wasz gust? Co najbardziej chcecie znaleźć pod choinką?


środa, 6 grudnia 2017

Co robię, gdy mnie tu nie ma?

Na bloga poświęcam zdecydowanie mniej czasu niż na początku jego działalności. Niestety, z czasem obowiązków przybywa (dziecko i dwa koty same się nie obrobią!), a ja nie jestem dość zorganizowana, by wygospodarować więcej czasu na prowadzenie strony. Stojąc przed wyborem: bonusowa godzina snu, czy nowy artykuł... Sami rozumiecie ;)

Kiedy nie bloguję można mnie znaleźć w sieci w paru innych miejscach, gdzie serdecznie zapraszam. Ostatnio platformy społecznościowe wychodzą na zdecydowane prowadzenie jeśli chodzi o łatwość kontaktu i widzę, że to tam najczęściej przewijają się znajome twarze. Nie będę oryginalna jeśli chodzi o miejsca gdzie się udzielam - króluje tu facebook i instagram.


Strona powiązana bezpośrednio z tym blogiem. Dłuuugo czekała na uaktywnienie i ciężko mi było przekonać się do prowadzenia fanpage. Na bieżąco wrzucam tam odnośniki do aktualnych postów, krótkie recenzje produktów i zdjęcia. Z czasem mam nadzieję, że pojawi się więcej treści i odbiorców, dlatego jeśli to właśnie na facebooku śledzisz ulubionych autorów, to bardzo docenię kliknięcie symbolicznego kciuka w górę.



Duuużo prywaty, przeplatanej branżowymi dodatkami. Właściwie mój Instagram to chyba największy miszmasz z wszystkich podanych stron. Od miliona selfie, poprzez obowiązkowe foty talerza aż do kolejnego miliona zdjęć moich kotów. No ale od czego jest Instagram? :)



Tutaj już troszkę poważniej. Pierwsza "komercyjna" (a przynajmniej łudzę się, że z czasem taka będzie) witryna prowadzona w duecie z tajemniczym wspólnikiem. Pojawiają się tam artykuły branżowe w języku angielskim. Do perfekcji jeszcze nam daleko, ale cały czas się rozwijamy. Cieszę się, że mamy mocne zaplecze techniczne, co do treści, to dobrze było rozruszać mózg i popracować w innym języku. Docelowo zależy nam na czytelnikach ze Stanów, więc nie reklamuję jej tutaj za mocno.



Wiem, że obecnie żadna szanująca się strona internetowa nie może obejść się bez fanpage, dlatego - mimo pełnej niechęci do prowadzenia go - jest. Tak jak na Galerii Lakieru, informuję tam o nowych artykułach i wstawiam zdjęcia reklamowe postów. Żeby nie umarła śmiercią naturalną będę musiała przejść jakiś szybki kurs marketingu, a tymczasem jej "życie" toczy się powoli, głównie w gronie znajomych.



Tutaj już czuję się nieco pewniej, choć póki co nie przekłada się to na statystyki. Jak wspominałam - mam nadzieję, że wszystko jeszcze przede mną. Instagram SQ żyje najlepszymi zdjęciami z witryny oraz informacjami o zbliżających się artykułach. Jeśli nie masz ochoty czytać moich anglojęzycznych wypocin, ale lubisz zgrabne, estetyczne fotki, to zachęcam do obserwowania.



Drugi komercyjny projekt, chociaż nie do końca tak go traktuję. Jako kompletny laik fotograficzny (kto jest ze mną trochę dłużej, ten pewnie pamięta smutne początki :)) postawiłam sobie za wyzwanie by podszkolić warsztat. Wrzucanie zdjęć, które z założenia będą coraz lepsze motywuje mnie do pracy i nauki. A jeśli do tego wpadnie kilka $ to uznam to za miły bonus.



Czuję, że mocno wyszłam z obiegu, dlatego proszę o zostawianie linków do Waszych stron. Chętnie je odwiedzę.

Bożonarodzeniowa dynia? Cukierkowe zdobienie z czerwienią, jemiołą i lizakami

Wybierając produkty do testów przy ostatnim zamówieniu z Born Pretty moją uwagę przykuły czerwienie. Jakiś czas temu przekonałam się do tego koloru na paznokciach. Szczególnie dobrze nosi mi się go zimą, więc na listę wpadł lakier z tego linku w kolorze #5.



Wykazałam się ignorancją godną laika, bo tytuł strony, jak i główne zdjęcie, powinny od razu rozwiać moje wątpliwości co do realnego koloru. Mimo, że piątka na stronie przedstawia się jako soczysta, krwista czerwień, to nazwa "pumpkin" nasuwa myśl o ciepłym, rudawym zabarwieniu - czy raczej powinna nasuwać. Możecie więc zrozumieć delikatne rozczarowanie, gdy otworzyłam buteleczkę po jej otrzymaniu?


Cena: $6.58 $4.29

Inne kolory:

źródło

Lakier przychodzi w dużej i wygodnej buteleczce o pojemności 10 ml. To chyba największa pojemność hybrydy w mojej kolekcji. Jeśli trafi się na ładny kolor, to z pewnością opłaca się go kupić. Warto jednak pamiętać, że ogólnie przyjęty termin przydatności hybrydy to rok - jeśli robisz paznokcie tylko sobie, albo nie jest to kolor, który często gości na Twoich paznokciach, lepiej wybrać mniejszą buteleczkę.


Rzadko się to zdarza przy lakierach hybrydowych z Chin, ale jest to typowy dwuwarstwowiec. Ogromnie lubię dobre krycie w lakierach, bo im mniejsza ilość warstw, tym paznokieć jest cieńszy i wygląda naturalniej. Jedyny mankament, to dość okrągły pędzelek, moim faworytem niezmiennie są szersze, lekko spłaszczone i prosto ścięte - takie, którymi najłatwiej manewrować w obrębie skórek. Niemniej, będąc obiektywnym, wiem że i taki rodzaj pędzelków ma swoich fanów.

Tak jak ostatnio, nie planowałam z dużym wyprzedzeniem wzoru, który pojawił się tym razem. Właściwie to siadałam do pracy z całkiem inną wizją, ale w trakcie pracy wyklarowało się coś nowego. Normalnie nie spieszę się ze świątecznymi wzorami, ale za kilka dni wyjeżdżam i aż do Gwiazdki będę odcięta od swoich akcesoriów, więc wyjątkowo pozwoliłam sobie na wcześniejszą stylizację w bożonarodzeniowym klimacie.


Dyniowa czerwień wiedzie w tym zdobieniu prym, ale przełamałam ją trzema akcentami:
  • złocisty shimmer na paznokciu małego palca
  • białe paski inspirowane świątecznymi lizakami na paznokciu palca serdecznego
  • jemioła z czerwonych cyrkonii na paznokciu wskazującego palca

Na palcu wskazującym nałożyłam dwie warstwy frenchowego, cielistego lakieru i pokryłam go matowym topem. Butelkowo zieloną hybrydą namalowałam listki jemioły (wyjątkowo nieudane, ciężki jest powrót do freehand po takiej przerwie!). Na mokry Hardi Clear Semilaca nałożyłam po trzy czerwone cyrkonie, które po utwardzeniu miały dać efekt owoców jemioły. Na serdecznym paznokciu znalazły się stemplowe, białe paseczki nawiązujące do świątecznych lizaków. Jak wspomniałam wyżej, mały paznokieć pokryłam cienką warstwą perłowego lakieru ze złocistym shimmerem, który jednak jest na zdjęciu mało widoczny.





Macie już gotowe pomysły na świąteczne paznokcie? Jakie kolory i zwory królują u Was w grudniu? Kiedy przygotowujecie gwiazdkowy manicure?


niedziela, 26 listopada 2017

Czas na błysk - chameleon sequin gel

Wspomniałam ostatnio o paczce od Alice z Born Pretty i pierwszy produkt doczekał się właśnie swoich pięciu minut. Co prawda robienie paznokci, zdjęć i oprawianie tego w ramy bloga rozłożyło się na kilka dni, ale jest - gotowa i jeszcze ciepła recenzja żelu Chameleon Sequin BP-06.


Żel mieści się w różowym, plastikowym słoiczku. Przed pierwszym użyciem musiałam usunąć srebrną, zabezpieczającą folię. Próbowałam paznokciami i pęsetą, ale solidnie się trzymała, więc jedyne co udało mi się zrobić, to wyciąć dziurę na środku. Folia zabezpieczała żel przed wylaniem w podróży. Od tej pory trzymam go w szufladzie i nie zdarzyło mu się podchodzić do góry (jak mają w stylu Sugar i Paint Gel od Indigo).


Niemniej jednak żel jest dość rzadki, więc pozostawienie go nawet pod lekkim skosem skutkuje ubrudzeniem nakrętki od środka. Mimo lejącej formuły nie ma problemu z nabieraniem drobinek na pędzel. Są to bardzo miękkie płatki folii, które całkiem gładko przylegają do paznokcia, nawet bez pokrycia ich dodatkową bezbarwną warstwą. Pojemność 3 ml wystarczy spokojnie na wiele zdobień. Nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, może poza tym trochę tandetnym opakowaniem. Odrobinę mocniejsze, bardziej dociążone lepiej zabezpieczyłoby produkt przed przypadkowym przewracaniem na bok w szufladzie. 


Zdobienie wymyślałam w trakcie malowania. Siadłam do paznokci bez pomysłu i dodawałam to, co akurat przychodziło mi do głowy. Zainspirowała mnie sukienka, która chodzi za mną już od dwóch lat i ciągle nie mogę przybrać się do zamówienia. Też tak macie, że jakiś ciuch bardzo Wam się podoba, a mimo to nie jesteście pewni co do zakupu? Ja usprawiedliwiam się myślą, że nie znajdę okazji, by w niej wyjść, albo jak już przyjdzie, to okaże się, że beznadziejnie na mnie wygląda. Babskie dylematy :)

źródło
Bazą dla zdobienia jest klasyczna, czarna hybryda. Obecnie korzystam z lakierów firmy Perfect Summer z Aliexpress. Trafiają się lepsze i gorsze egzemplarze, ale akurat do tego koloru (numer 107) nie mogę się przyczepić. Do pełnego pokrycia płytki wystarczyły dwie cienkie warstwy. Lakier doskonale utwardza się w lampie UV Dual Led 48W.



Jeden z paznokci każdej ręki pokryłam w całości żelem. Czarna baza doskonale podbiła seledynowo-kobaltowe drobinki. Te paznokcie dodatkowo zabezpieczyłam nabłyszczającym, bezbarwnym topem. Na małym paznokciu nałożyłam odrobinę żelu u góry i lekko roztarłam w dół.



Paznokieć serdeczny lewej ręki i wskazujący prawej pokryłam Hardi Clear Semilaca i na nim ułożyłam wzory z kryształków Svarowskiego. Brzegi zdobienia zabezpieczyłam cienkimi czarnymi liniami.


Na wszystkie paznokcie (oprócz tych pokrytych nabłyszczającym topem) nałożyłam top mat. Przy paznokciach z kryształkami bardzo starałam się nie zalać kamyków, żeby nie straciły błysku. Udało się, do tej pory żaden nie odpadł :)


Mimo bardzo suchych skórek, z którymi ostatnio walczę, jestem zadowolona ze zdobienia. Nawet na krótkich paznokciach prezentuje się dość efektownie i nie utrudnia codziennego funkcjonowania. Dodatkowo jest bardzo trwałe, nawet w tej chwili prezentuje się tak, jak świeżo po zrobieniu - pomijając niewielki odrost. Myślę, że szczególnie dobrze sprawi się w karnawale.
Sam żel daje mnóstwo możliwości połączenia z lakierami. Następnym razem chętnie wypróbuję go na białej bazie, dla bardziej "dziennego" efektu.

Tutaj znajdziesz ten produkt:


Cena:

$4.99 $2.99

Inne wersje kolorystyczne:

poniedziałek, 13 listopada 2017

New in: Sylveco, Vianek, Born Pretty

Jedną z najfajniejszych rzeczy w blogowaniu jest testowanie kosmetyków. Nie chodzi tylko o darmowe rzeczy, bo  większość z nich staram się kupować sama, ale kiedy już padnie jakaś firmowa oferta wypróbowania produktów, to jestem niezmiennie podekscytowana oczekiwaniem na przesyłkę i otwieraniem paczek niespodzianek. Trochę jak Gwiazdka, tylko cały rok :)

Aktualnie mam na tapecie dwa tematy. Jeden z nich to przesyłka od Born Pretty, firmy, która towarzyszy mi prawie od początku blogowania. Tym razem z ogromnej bazy produktów do wybrania padło na:



Kolejną miłą niespodzianką - nie od listonosza, ale od Face&Look - jest testowanie produktów Sylveco i Vianek. Produkty z pewnością są znane, szczególnie miłośnikom naturalnej pielęgnacji. Miałam okazję poznać trochę bliżej markę przy pracy w drogerii i cieszę się, że teraz kosmetyki zawitały także do moich zbiorów. Razem z siostrą otrzymałyśmy do "team testów" komplety składające się z:
  • nawilżający balsam na rozstępy
  • nawilżający szampon do włosów suchych i normalnych


Przy takiej ilości nowości nie wiem od czego zacząć testowanie. Chyba już trochę wyszłam z wprawy, ale mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się post z pierwszymi wrażeniami. Co interesuje Was najbardziej? A może już znacie któreś produkty z moich nowości?

poniedziałek, 23 października 2017

Naturalnie z pomysłem - scrub z olejem kokosowym

Moja wena do wyszukiwania innym prezentów skończyła się jakiś czas temu i teraz każda okazja do wyszukiwania podarków to gorączkowa burza mózgów z Panem Mężem. Niedawne urodziny mamy natchnęły mnie jednak do zrobienia czegoś w czym jestem dobra, co sprawia przyjemność nie tylko dla mnie, ale też - mam nadzieję - dla samej jubilatki.

Peeling kokosowo-kawowy trafił zarówno w gust mamy, jak i potrzeby jej skóry. Chociaż olej kokosowy od niedawna jest wszędzie (baaardzo kusiło mnie, żeby wcisnąć tutaj dowcip z wyskakiwaniem z lodówki, ale się powstrzymałam... prawie 😜), to jego zalet nie można bagatelizować. Oprócz oczywistego zastosowania w kuchni, olej kokosowy świetnie nadaje się do płukania ust (tzw. ssanie oleju), kondycjonowania włosów i nawilżania skóry. W moim przypadku sprawdził się jako składnik tytułowego scrubu.




Przepis jest dość prosty i krąży w sieci w kilku zmodyfikowanych wersjach od dawna. Większość składników znajdzie się w każdej kuchni, ewentualnie można je zastąpić lub niedrogo nabyć.

Będziesz potrzebować:
  • olej kokosowy
  • kawa
  • cukier brązowy (chociaż biały też się nada)
  • wiórki kokosowe (opcjonalnie, do podbicia zapachu)
  • miód (opcjonalnie, do zwiększenia lepkości produktu)
  • zamykane opakowanie do otrzymanego peelingu




Dwie łyżki stołowe kawy zalewamy niewielką ilością gorącej wody i odstawiamy do zaparzenia. Po ostygnięciu odsączamy ją na gęstym sitku lub filtrze z ekspresu. Do osobnej miseczki wsypujemy łyżkę cukru i łyżkę wiórków kokosowych. Dodajemy kawowe fusy. Olej kokosowy podgrzewamy w kąpieli wodnej do rozpuszczenia i zalewamy pozostałe składniki (im ostrzejszy ma być peeling, tym mniej oleju, ja lubię porządne tarcie, więc dodałam tylko 2 łyżki). Jeśli peeling ma być bardziej "zwarty" i mniej osypujący się można dodać jeszcze łyżeczkę miodu.

Słyszałam też o używaniu kawy na sucho, ale u mnie znacznie lepiej zespaja się z resztą składników po zaparzeniu i dodatkowo puszcza więcej aromatu. Nie weryfikowałam tej informacji, ale podobno kawa po zaparzeniu działa też skuteczniej na cellulit. Nie żeby którakolwiek z nas go miała... 😜



Po przełożeniu można jeszcze ozdobić peeling wiórkami kokosowymi i ziarnami kawy z wierzchu. Ja swój zapakowałam do słoiczka zamykanego na klamrę (kupiłam go w Kik za niecałe 5 zł, ale podobne można znaleźć w Pepco i sklepach z artykułami do domu). Efekt końcowy prezentowałam na swoim Instagramie.





Bawicie się czasem w samodzielne klejenie kosmetyków? Co myślicie o prezentach hand-made?

---

Ostatnio wspominałam o drugiej witrynie, gdzie pojawiają się moje artykuły i w końcu udało się nam wystartować. Serdecznie zapraszam na SlavQueen, gdzie publikuję (z lepszym lub gorszym skutkiem) w języku angielskim.


czwartek, 12 października 2017

Long time ago...

Po tak długiej przerwie jestem zdziwiona, że nie straciłam jeszcze umiejętności dodawania postów. Mam cały szereg usprawiedliwień swojej nieobecności, ale właściwie każde jest zbyt słabe, więc będę udawać, że nic się nie stało. W skrócie można ująć, że dopadła mnie dorosłość i blog zszedł na dalszy plan. Tak daleki, że w ogóle o nim zapomniałam.

Co nowego u mnie? Ten sam mąż, te same koty, całkiem nowe dziecko. Kto zagląda czasem na Instagrama, ten już wie o pojawieniu się na świecie Dziecia. Syriusz przyszedł na świat 17 marca i paradoksalnie - to dzięki niemu mam więcej czasu na powrót do blogowania. Równolegle do Galerii Lakieru będę prowadzić jeszcze jedną witrynę, ale o niej innym razem, żeby nie zapeszyć.

Zrozumiem jeśli sceptycznie przyjmiecie mój powrót, ale mam nadzieję, że ten świat nie jest zamknięty na kłódkę i znajdzie się miejsce dla kogoś, kto nie ma ambicji na bycie influencerem, fashion blogerem i money-makerem.